J.Fijałkowski : W szatni czują respekt.
— Chcielibyśmy w tym roku awansować i zostać w IV lidze trochę dłużej niż rok. Żeby tak było, musimy poszukać wzmocnień już zimą — uważa Jan Fijałkowski, trener Olimpii Olsztynek, który mimo skończonych 50 lat wciąż... sam wybiega na boisko.
— Celem Olimpii jest w tym sezonie powrót do IV ligi?
— Takie jest założenie zarządu i taki cel postawiliśmy sobie przed rozpoczęciem rundy. Będzie jednak trudno, bo kandydatów do awansu jest kilku. Pewniakiem do wygrania ligi wydają się rezerwy Olimpii, a o drugie miejsce powalczy Łukta, my i Orzeł Janowiec Kościelny. Ktoś jeszcze może do tego dołączyć, bo w czołówce jest naprawdę gęsto.
— Dlaczego po ubiegłorocznym awansie w IV lidze spędziliście tylko rok?
— To już od lat tak jest, że awansujemy, pogramy jeden sezon i spadamy. Ostatnio był tylko jeden przypadek, kiedy utrzymaliśmy się w tej IV lidze dłużej niż rok, a tak to awans i od razu spadek. Czemu tak się dzieje? Nie wiem. Ostatnio wydawało się, że skład mamy dobry, a porażek na koniec sezonu było bardzo dużo. Naprawdę nie wiem, z czego to wynikało.
— Po spadku został Pan ponownie trenerem Olimpii. Który to już raz przejmuje Pan ster w klubie?
— Ojej, trudno powiedzieć. Trenuję w Olimpii od 1990 i od tego czasu prowadziłem już zespół pięć albo sześć razy. Za pierwszym razem wprowadziłem zespół z A klasy do III i po sezonie 1993/94 przekazałem drużynę Jurkowi Budziłkowi. A potem to się zmieniało - Zbyszek Wodniak, znowu ja, Marek Szter, ponownie ja, teraz był Piotr Kolek. Jakoś tak zawsze jestem pod ręką (śmiech).
— W ubiegłym roku stuknęła Panu "pięćdziesiątka", a mimo to wciąż wybiega Pan na boisko. Grał Pan w minionym sezonie w IV lidze i gra Pan teraz w "okręgówce".
— W IV lidze grałem jesienią, a w tym sezonie zacząłem wybiegać na boisko dopiero niedawno. Początkowo myślałem, żeby dać sobie spokój, bo chłopaków do grania było sporo, a teraz bywa tak, że wybiegam od pierwszej minuty. Zdarza się, że na mecz jedziemy w 12-13 osób.
— Gdzie wystawia Pan siebie na boisku?
— Na forstoperze albo w środku pomocy. Nie gramy obroną w linii i stąd taka pozycja. Kiedyś grywałem zawsze w środku pomocy, a na stoperze zdarzyło mi się wcześniej grać tylko w II lidze w Stomilu. To było rok przed tym sezonem, jak Stomil awansował do I ligi.
— Jaka jest Pana recepta na długowieczność?
— Przede wszystkim trzeba trenować - trening, trening i jeszcze raz trening. Takich, jak ja jest zresztą kilku - jest Mirek Romanowski, jest Czarek Baca, jeszcze niedawno biegał po boisku Boguś Michalewski. Dlaczego mamy nie grać? Jak zdrowie pozwala i jeszcze się chce, to trzeba się ruszać. Choć przyznam, że w tym sezonie grać już nie planowałem. No, ale kontuzje, kartki...
— Czuje się Pan żywą legendą Olimpii?
— Nieskromnie powiem, że chyba tak. Mamy teraz bardzo młody zespół i widać, że chłopaki mają przede mną respekt. Ale to dobrze - jako piłkarz byłem nauczony dyscypliny i sam też teraz tego wymagam.
— Pochodzi Pan z Olsztynka, ale kilkanaście lat piłkarskiej kariery spędził Pan na Śląsku. Jak to się stało, że wylądował Pan kilkaset kilometrów od domu?
— Byłem na Śląsku 15 lat - od 1975 do 1990 roku. Grałem wtedy w Górniku MK Katowice w III lidze. To taki filialny klub GKS Katowice. W wieku 26 lat miałem nawet propozycję z "Gieksy", ale jej nie przyjąłem. Do dziś zastanawiam się, czemu tam nie poszedłem... A skąd tam się wziąłem? W wieku 15 lat poszedłem do szkoły górniczej. To były takie czasy, że wysłannicy tych szkół jeździli po Polce i werbowali ludzi. Obiecywali złote góry, mieszkania i tak dalej, a później różnie z tym bywało. Skończyłem szkołę i zacząłem pracować, ale z tych obietnic niewiele się sprawdziło. Półtora roku pracowałem "na dole" w kopalni, a potem zająłem się piłką na poważnie i byłem zatrudniony jako... piłkarz. Takie czasy to były.
— Wspomniał Pan o wywalczonym z Olimpią w latach 90. awansie do III ligi. Wówczas był to trzeci poziom rozgrywkowy, a więc tak, jakby dziś Olimpia weszła do II ligi. Wyobraża Pan sobie taką sytuację obecnie?
— No, raczej nie. Wtedy było łatwiej, bo po wygraniu "okręgówki" grało się baraż z warszawską "okręgówką". Pamiętam, że my graliśmy wtedy z Mazovią Ciechanów. A teraz? Organizacyjnie i finansowo stać nas na razie na IV ligę. Uważam, że co najmniej tę IV ligę Olsztynek powinien jednak mieć. Jest stadion, mamy dwie trawiaste płyty - szkoda tego tylko na "okręgówkę". Chcielibyśmy w tym roku awansować i zostać w IV lidze trochę dłużej niż rok. Żeby tak było, musimy poszukać wzmocnień już zimą.
Rozmawiał Piotr Gajewski